Food,  Lifestyle,  Travel

Kawka, kaweczka, kawusia ;)

I historia o tym, jak kawa uratowała nam życie!

A zatem od początku. Oboje jesteśmy wielkimi fanami kaw. Karo lubi czarną mocną, najlepiej potrójne espresso, Tomi preferuję kawę z mlekiem, od zwykłej z mlekiem po wszelkiego rodzaju cappuccino, latte, ostatnio pojawiły się nawet eksperymenty z mlekiem roślinnym :). Oczywiście do kawki miło zjeść coś słodkiego, co pasjami czynimy. Na naszych trasach, często odwiedzamy kawiarnie i cukiernie, część wizyt jest zaplanowana, reszta spontaniczna. W ekstremalnych przypadkach niedoboru kofeiny we krwi nie pogardzimy również stacjami benzynowymi lub sklepem spożywczym “serwującym kawę”. Poranna kawka przed startem must! A wyruszając przed wschodem słońca warto strzelić kolejną na trasie na drugie koło 🙂

Zdarzały się sytuacje, w których czarny napój był jedynym ratunkiem. Długie wyprawy, całodzienne trasy i oczywiście jazda, która nie poszła zgodnie z planem i zapadała noc, a my byliśmy jeszcze daleko od domu. Trzeba było ładować baterie.

Jedną z takich sytuacją gdzie kawa uratowała nam życie (i teraz uwaga nie żartuję!) miała miejsce w listopadzie 2021, pamiętam to jak dziś. Słoneczna niedziela było chłodno, ale nie zimno, postanowiliśmy ruszyć na Prababkę czyli górkę w okolicach Trzebnicy (Wrocławscy kolarze znajo). Najpierw przystanek w Szczodrem na foteczki i kawkę w tamtejszym parku i ruszyliśmy zdobywać wzgórze. Wszystko szło zgodnie z planem do momentu gdy znaleźliśmy się na szczycie (210m npm 🙂 ). Zrobiło się zimno, niesamowicie zimno, słońce zaczęło zachodzić, mroźny wiatr hulał… było źle. Zaczęliśmy wracać, i mimo że byliśmy ciepło ubrani, (może zabrakło zimowych butów/ocieplaczy), w połowie drogi do domu zaszło słońce i zrobiło się ciemno. Była chyba 19 przeszło nam przez myśl żeby wsiąść w pociąg ale rozkład nie sprzyjał. Szukaliśmy schronienia, jednak nic nie było po drodze, zziębnięci, a właściwie przemarznięci wjeżdżaliśmy do Wrocławia, zostało nam już tylko 10km, ale to było najdłuższe 10km jakie przyszło nam kręcić. Nagle zza zakrętu, naszym oczom ukazała się oaza, oaza na największej pustyni, na jakiej wtedy byliśmy. Uśmiechało się do nas zielone logo znanej sieci, przyzywało wręcz. Zazwyczaj omijamy tego typu miejsca, ale tym razem bez słów wiedzieliśmy, że chcemy tam się znaleźć.
W środku było ciepło i przytulnie (dla nas w tamtym momencie), już nawet nie pamiętam czy przypięliśmy rowery, weszliśmy. Gorąca kawa pita na stojąco, do tego jakiś batonik, to było to!
To była kawa, która nas uratowała.

Mógłbym pisać o naszych kolejnych kofeinowych przygodach, kto taką miał zrozumie, kto nie no cóż…
W związku z tym chcieliśmy was zachęcić, do odwiedzenia naszego profilu na buycoffee.to, gdzie możecie postawić nam kawę, a może nawet ciastko do kawy 🙂
Kto wie może następnym razem to TY uratujesz nam życie 😀

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *