Travel

Nasze pierwsze ultra

Wracamy po krótkiej przerwie od pisania i jeżdżenia. Pierwszy wpis i kilometry po zimowej przerwie. Dziś będzie o ultramaratonach rowerowych, które ostatnio stały się niezwykle popularne, zwłaszcza wśród gravelowej braci. My również mamy za sobą pierwsze starty.

Na nasz pierwszy wyścig wybraliśmy Wisełkę 500, czyli krótszą wersję kultowej już Wisły 1200. Organizatorami obu imprez jest rodzina Pachulskich. Trasa biegnie wzdłuż Wisły, aż po jej ujście w Gdańsku. Uznaliśmy, że 1200 km to dla nas za dużo więc jako pierwszą wybraliśmy Wisełkę 500, start w Warszawie meta w Gdańsku.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 1.jpg


Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. 9 lipca 2022 roku wystartowaliśmy w naszym pierwszym ultra.
Niestety nie udało nam się go ukończyć. Po czterech dniach jazdy, 40 km przed metą skończył się nam czas przewidziany przez organizatorów. Wisełka 500 zweryfikowała nasze przygotowanie fizyczne, sprzętowe oraz mentalne. Nie pomogły też warunki, trzy dni deszczu bardzo utrudniały jazdę.


Wróciliśmy na tę trasę lepiej przygotowani w kolejnym roku.
1 lipca 2023 dzień przed startem dojechaliśmy do Warszawy. Postanowiliśmy zwiedzić miasto na rowerach oraz odwiedzić naszych przyjaciół. Wieczorem wybraliśmy się na pasta party, które ufundowali organizatorzy. Tym razem wiedzieliśmy, co nas czeka przez kolejne dni. Z szos endurance przesiedliśmy się na prawdziwe gravele. To był strzał w dziesiątkę. Grubsze opony, inna geometria to musiało się udać!

Kolejny start!

Od samego początku wszystko szło tak, jak zaplanowaliśmy. Pogoda nam sprzyjała, lekki przelotny deszcz chwilę po starcie i po bólu. Nie zdążyliśmy nawet ubrać kurtek. Przejechaliśmy 188 km, kończąc dzień pierwszy we Włocławku.


Kolejnego dnia z lekkim opóźnieniem wystartowaliśmy w koło 7 rano. Już pod pierwszą żabką na trasie, gdzie postanowiliśmy zjeść śniadanie i wypić kawkę spotkaliśmy innych uczestników naszego wyścigu. Ponarzekaliśmy na wczorajszy wiatr I ruszyliśmy w stronę Torunia. Pamiętaliśmy o odcinku specjalnym z zeszłego roku, gdzie dosyć długo się męczyliśmy. Tym razem przejechaliśmy bez większego problemu. W mieście Kopernika kolejna Żabka i szybki posiłek na ciepło. Spotkaliśmy kolejnych uczestników, część jak my postawiła na szybki sklepowy lunch, inni stołowali się w restauracjach na rynku. My postanowiliśmy nie tracić czas na czekanie w knajpie.
Wyjeżdżając z miasta, przejeżdżaliśmy chyba jednym z najbardziej monotonnych odcinków trasy, czyli 20 km wałów wzdłuż Wisły, bez żadnej infrastruktury. Kolejne kilometry, minęliśmy Bydgoszcz oraz Chełmno. Wieczorem zbliżaliśmy się do Grudziądza, jednak przed wjazdem do miasta, czekał nas ostatni odcinek tego dnia. Singletrack Wisła, w zeszłym roku strasznie nas ten odcinek spowolnił, było ciemno i mokro część odcinka musieliśmy prowadzić rowery. Tym razem dojechaliśmy z ostatnimi promieniami słońca. Nocleg w Ibisie, gdzie jak zwykle spotkaliśmy innych Wisełkowiczów. Dzień drugi zakończyliśmy, mając na liczniku 172 kilometry.

Rano krótka integracja przy śniadaniu i ruszyliśmy mając nadzieję, że będzie to ostatni dzień naszej wyprawy. Zostało nam do pokonania około 150 km. Szybkie zakupy i koło 8 wystartowaliśmy. Szło jak z nut! Odcinki, które za pierwszym razem ledwo przejechaliśmy (często prowadziliśmy rowery) tym razem mijaliśmy bez większego problemu. Nie obyło się też bez małej awarii, w okolicy Korzeniowa po przekroczeniu Wisły, Karo przebiła oponę, mleko zaczęło tryskać na wszystkie strony. Szybko jednak opanowaliśmy sytuację z pomocą pompki z nabojem CO2 i mogliśmy jechać dalej. Przed Gniewem zrobiliśmy dłuższą przerwę regeneracyjną, już tylko 100 km do mety. Minęliśmy Tczew i wjechaliśmy na wały przed Gdańskiem, gdzie zakończyliśmy wyścig za pierwszym razem. Niższe ciśnienie w kołach oraz mleko zdecydowanie się sprawdziły! Przejechaliśmy nasz znienawidzony fragment, zostało nam tylko odwiedzić ujście Wisły i ruszyć na Ołowiankę gdzie była meta. Wyścig skończyliśmy około 20, przywitani przez organizatora Leszka Pachulskiego, odebraliśmy nasze pamiątkowe medale i ruszyliśmy na jedzonko i piwko w bazie zawodów. Nie minęło pięć minut i zaczęło lać. Ekipa, którą mijaliśmy na ostatnich kilometrach, dojechała na metę kompletnie przemoczona. My w tym czasie omawialiśmy trasę przy makaronie i piwku.


Wieczorem ruszyliśmy na nocleg. To nie był koniec naszej przygody z Wisełką, bo na trasie Wisły 1200 był jeszcze nasz kolega Łukasz. Dzięki trackingowi live wiedzieliśmy, że jutro rano najprawdopodobniej będzie na mecie. Postanowiliśmy, że przyjedziemy go przywitać. To była krótka noc… O 6:30, tym razem jako kibice ruszyliśmy w stronę mety. Czekając na Łukasza, podglądaliśmy organizatorów i podziwialiśmy Leszka za to, że każdego uczestnika starał się osobiście przywitać na mecie. Po 7 rano @Telepao dojechał na metę, ze świetnym czasem poniżej 100 godzin!

Świetna impreza oraz ludzie, sami pozytywnie zakręceni fani kolarstwa. Było warto!
W tym roku będzie można nas spotkać na @brejdakgravel, który również odbywa się w lipcu. Przed nami 600 kilometrów gravelowej wyrypy. Trzymajcie kciuki, a może do zobaczenia 😉 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *